czwartek, 29 września 2016

Dzień 11-13

W ostatnich dniach sporo się dzieje. Zaczęły się pierwsze zajęcia, może nie do końca zajęcia, ale wstępne zapoznanie się z przedmiotami, wymaganiami i regułami panującymi na uczelni, więc trochę zamieszania jest. I jak zwykle nic nie może pójść gładko i bezproblemowo. Super. Dbają o to, żebym przypadkiem się nie nudziła.

poniedziałek, 26 września 2016

Dzień 10

Dzisiaj zaczęły się zajęcia na uczelni. Może nie do końca zajęcia, ale induction week, czyli taki tydzień wstępu, kiedy wypełniamy wszystkie potrzebne dokumenty, formularze, dowiadujemy się co wolno, a czego nie, a przede wszystkim poznajemy wykładowców, swoich tutorów i znajomych ze swojego kierunku.

czwartek, 22 września 2016

Dzień 6

Nudy, nudy, nudy, nudy! Niech się w końcu zaczną te zajęcia, bo naprawdę przestaje mi się tu podobać :P Na kampusie niewiele rzeczy jest organizowanych, przynajmniej tych ciekawych (czyt. darmowe jedzenie). I tak jak pierwsze kilka dni było ciekawych, bo jak nie miało się co robić, to szło się zobaczyć miasto czy złożyć gdzieś CV, tak teraz znam na pamięć wszystkie uliczki w centrum miasta, a sklepy, które poszukują pracowników na pewno mają już moje CV.

środa, 21 września 2016

Dzień 4 i 5

Wtorek i środa minęły pod względem szukania pracy i załatwiania wielu spraw, które zdecydowanie mnie przerastają.

poniedziałek, 19 września 2016

Dzień 3




Dzień trzeci, w zasadzie najnudniejszy ze wszystkich. O 8 rano obudziły mnie koparki, młotki, krzyki i generalny hałas. Pod moim oknem kładą kostkę brukową zapewne polscy robotnicy. Zamknęłam okno i próbowałam spać dalej, ale niewiele to dało.

niedziela, 18 września 2016

Dzień 2



Dzień drugi, zdecydowanie spokojniejszy i mniej zabiegany od pierwszego. W końcu się wyspałam. Łóżko nie jest super wygodne, ciągle czuję jakieś sprężyny, które aż się proszą, żeby wyskoczyć i wbić mi się w ciało, ale i tak spałam prawie 10 godzin! Należało mi się. Obudziłam się z poczuciem dezorientacji, „gdzie ja jestem?” i minęła dłuższa chwila zanim się do końca przebudziłam.

sobota, 17 września 2016

Arrival

Nastała w końcu długo oczekiwana godzina zero, a raczej 6.25 – godzina mojego wylotu. Tydzień wcześniej moja paczka została wysłana, a ja ostatnie godziny przed wylotem spędziłam próbując zapakować do walizki jak najwięcej potrzebnych rzeczy, nie przekraczając mojego limitu 23 kg. Udało się, lot przebiegł spokojnie, na lotnisku odebrałam bagaż i kupiłam bilet na coach do miasteczka Hatfield. Nie muszę wspominać chyba, że pogoda była do kitu. Szaro, buro, zimno i nieprzyjemna mżawka. URGH!